The Project Gutenberg EBook of Moja Pierwsza Bitwa, by Adam Mickiewicz
This eBook is for the use of anyone anywhere at no cost and with
almost no restrictions whatsoever. You may copy it, give it away or
re-use it under the terms of the Project Gutenberg License included
with this eBook or online at www.gutenberg.org
Title: Moja Pierwsza Bitwa
Opowiadanie Sierzanta
Author: Adam Mickiewicz
Release Date: January 6, 2009 [EBook #27723]
Language: Polish
Character set encoding: UTF-8
*** START OF THIS PROJECT GUTENBERG EBOOK MOJA PIERWSZA BITWA ***
Produced by Jimmy O'Regan (Produced from images generously
made available by CBN Polona http://www.polona.pl)
Adam Mickiewicz
MOJA PIERWSZA BITWA
TOWARZYSTWO WYDAWNICZE „IGNIS”.--E. WENDE i S-ka,
WARSZAWA.--M. NIEMIERKIEWICZ, POZNAŃ--H. ALTENBERG,
LWÓW.--TOW. KSIĘGARŃ KRESOWYCH, TORUŃ
1921
MOJA PIERWSZA BITWA.
OPOWIADANIE SIERŻANTA.
Zazdroszczą Atylli, który stoczył tysiąc bitew, a w tysiącznej jeszcze
czuł w sobie to, co nazywał gaudia certaminum, czyli rozkosz rzezi. Oj,
był to krwawy rozpustnik ten stary hetman! Co się mnie tyczy,
piastującego stopień sierżanta lekkiej artylerji, wyznaję, że zaprawdę
zakochany byłem w wojence, ale tylko przez pierwszy tydzień mojego
wojennego zawodu, i że w Atyllowej rozkoszy raz tylko jeden jedyny
zasmakowałem. Z tej to przyczyny nigdy mi nie wyjdzie z pamięci mój
miodowy tydzień i pierwsza bitwa.
Pierwsza bitwa ma szczególniejsze podobieństwo z pierwszą miłością. Ileż
nadziei! ile złudzeń! przed tą uroczystą akcją, która rozstrzyga o losie
narodów, lada rekrut czuje się powołanym do odegrania co najmniej
roli... jakiego bohatera historji lub romansu.
Przychodzi wreszcie do rozprawy i stajesz do niej z niecierpliwością i
pewnym niepokojem, doznając raz trwogi śmiertelnej, to znowu szalonej
wesołości; już cię strach przeszywa, już cię podnosi pycha tryumfatora.
W jednej godzinie przechodzisz przez tłumy wzruszeń, i zbierasz
wspomnienia na całe życie! lecz aby to czuć z całą mocą, trzeba mieć
serce dziewicze, serce rekruckie.
Powiedział ktoś, że każdy człowiek może skomponować dobry romans,
opowiadając tylko po prostu historję swej pierwszej miłości. To
postrzeżenie zachęciło mię do opisania pierwszej bitwy, w której byłem.
Trzeba wiedzieć, że ta bitwa jest tylko epizodem sławnej wojny, że z
niej odnieśliśmy świetne zwycięstwo, i że w swoim czasie zjednała nam
podziw ludów europejskich. Wprawdzie dawne to czasy, bo ludy dobrze już
zapomniały i o naszych klęskach i o naszych tryumfach. Mimo tego
żołnierz polski nigdy nie zapomni o bitwie pod Stoczkiem.
Po rewolucji 29 listopada[*] postanowiłem wstąpić w szeregi, i
rozmyślałem, czy do piechoty, czy do jazdy? Ażeby zrobić stanowczy
wybór, przebiegałem ulice Warszawy, przypatrując się bacznie mundurom
różnych pułków. Naprzód zatrzymałem się przed bataljonem grenadjerów,
którzy maszerowali w ściśniętych szeregach, milcząco, w porządku i
poważnie. Wszystko wąsacze, z szewronami na ramionach. Były to resztki
legjonów napoleońskich. Kiedy przechodzili, ustępowano im z
uszanowaniem, i szeptano w tłumie: „To mi żołnierze! to nasi obrońcy!”
Zazdroszczę im, pomyślałem, piękna to rzecz być grenadjerem! I zbliżyłem
się do oddziału, a zająwszy miejsce obok dobosza, maszerowałem krokiem
grenadjerskim, upatrując komendanta, któremu chciałem natychmiast
ofiarować moje służby.
[Footnote *: 1830 r.]
Wtem, na drugim końcu ulicy, ukazał mi się nowy meteor wojskowy. Był to
krakus na białym koniu, w białej sukmance, w czerwonej czapeczce z
białem piórkiem, który jak łabędź przerzynał czarne fale tłoczących się
mieszczuchów. Ślicznie wywijał on koniem; pieszych witał skinieniem
głowy, z kawalerzystami ściskał się za ręce, a pięknym damom, stojącym w
oknach, posyłał wdzięczne pocałunki. Wszystkie oczy zwróciły się ku
niemu; mężczyźni klaskali, kobiety uśmiechały się w milczeniu; a piękny
krakus stał się bożyszczem chwili.
Przyszło mi zaraz na myśl, że w mundurze krakowskim na mój wiek i wzrost
będzie mi bardziej do twarzy, A tak objawiło mi się moje właściwe
powołanie: Bóg mię stworzył krakusem!
Zwróciłem się więc w stronę koszar jazdy; ale w połowie drogi wpadłem w
niezmierny tłum, który mię porwał ze sobą i uniósł ku rogatkom. Lud się
cisnął na spotkanie nowo nadciągających szeregów. Osobliwsza figura
jechała na przodzie; był to stary kapucyn w habicie i na koniu, w jednej
ręce z lancą a drugą błogosławiący krzyżem lud, który mu nogi całował.
Za kapucynem postępowało tysiąc strzelców z lasów augustowskich. Mieli
przewieszone dubeltówki i wielkie torby borsucze z pazurami i
wyszczerzonemi zębami, bielejęcemi na zielonych kurtkach. Drugi tysiąc
wieśniaków, uzbrojonych w krzywe kosy i siekiery zamykał pochód. Nigdy
wejście najpiękniejszych pułków, nawet wejście księcia Józefa na czele
zwycięskich legjonów nie wzbudziło takiego zapału, jak ten, z którym
Warszawianie witali torby borsucze i łyczane łapcie. Nie były to już
oklaski, ani uśmiechy, ale krzyki, grzmiące hura! i błogosławieństwa,
pomieszane z głośnym płaczem. Lud bowiem dziwnym swoim instynktem umiał
schwycić wzniosłą i piękną stronę obrazu. Na widok tych kapłanów, tych
rolników, którzy porzucili cele klasztorne i swoje bory, ażeby bić
nieprzyjaciół ojczyzny, lud zrozumiał całą grozę niebezpieczeństwa, a
oraz pojął z całą ufnością, że to jedyny środek obrony.
Wzięła mię nagła pokusa porwać natychmiast za kosę lub dubeltówkę i
stanąć do szeregu z chłopami, aby z nimi podzielić tryumfalne wejście do
stolicy. Ale jakże to zrobić? jak nadać sobie ruchy zuchowate i
wyzywające mazowieckiego kosyniera, lub wyraz ponury i dziki strzelca z
nad Niemna? Jak wyrównać mu wzrostem i szerokością pleców? wśród tych
olbrzymów wyglądałbym, jak królik między wilkami. Cóż więc pocznę ze
sobą? Czy mam być krakusem, czy grenadjerem! Niepewność ta dużo mię
kosztowała.
Znajomy mi pułkownik spotkał się ze mną w przechodzie i klepiąc mię po
ramieniu, rzekł: „Dowodzę oddziałem partyzantów; część moich ludzi
wyszła już w pole, ja sam dziś wyruszam z Warszawy, potrzebuję
kanonierów; może wiesz, gdzie ich znaleźć?
--Wiem o jednym, rzekłem, przybierając postawę wojskową; potrzebujesz
kanoniera, oto go masz!
--Zgoda! rzekł pułkownik, naciągaj mundur i staw się u mnie dziś wieczór
punkt o dziesiątej, czy rozumiesz?
W taki sposób werbowano żołnierzy w czasie naszego powstania. Tegoż dnia
o jedenastej w nocy maszerowałem umundurowany przy armatach. W ciągu
marszu ćwiczyliśmy się w użyciu broni, a ja tyle dokładałem pilności, że
po trzech dniach mianowano mię sierżantem i pod moje rozkazy oddano
armatę. Zawistni utrzymywali, że stopień mój zawdzięczałem osobliwym
względom pułkownika.
Bądź co bądź sam się ździwiłem, zmieszałem i niemal zawstydziłem na tak
nagły awans. Zawróciło mi się w głowie i dopiero po kilku godzinach
osłupienia zacząłem uczuwać wpływ nowej mojej godności. Mimowolnie
przybrałem minę marsową i poważniejszą; wyciągnąwszy uroczyście prawą
rękę, położyłem ją na mojej własności, na wylocie armaty. Kawał ten
bronzu, myślałem sobie, będzie filarem w świątyni mojej sławy; będzie
pierwszym stopniem w rycerskim zawodzie, a może i na tron mię zawiedzie!
Dobrze wycelowane działo rozstrzyga nieraz los wojny. A Napoleon od
czegóż zaczął, jeżeli nie od kanoniera? Pełen tych marzeń zakochałem się
w mojej spiżowej armacie jak w pannie i odtąd zawsze byłem przy niej.
Badałem jej wady i przymioty, roztrząsałem charakter i poznałem
najdokładniej cały jej skład i naturę tak fizyczną jak moralną. Tak
dobrze wbiła mi się w pamięć, że zrobiłbym z pamięci jej portret. Dźwięk
jej głosu znałem tak dobrze, żebym go mógł był rozróżnić wśród huku
najżywszej kanonady, choćby pod Lipskiem, lub Ostrołęką. Kochana moja
armatko! cóż stało się z tobą? w czyjeś ręce popadła? Zapewne nikt cię
tak nie popieści, jak ja cię pieściłem. Ta myśl mię jedynie pociesza.
Była to wprawdzie niewielka ośmiofuntówka, ale dla mnie była ogromną, bo
ciężarna całą moją przyszłością. Zresztą dobrze osadzona, łatwa do
manewrowania i dziwnie celnego strzału. Cały dzień ledwo mi wystarczał
na spełnienie obowiązków przy kochanej armatce, a i przez noc nie
przestawałem myśleć o tym przedmiocie mojej miłości. I tak, jednej nocy
śni mi się bitwa, a naprzeciw mię kogoż widzę? feldmarszałka Dybicza!
Zaraz biorę na cel--paf! i moja kula przecina go na dwie połowy.
Puszczam się, aby oderwać mu głowę i jeszcze ciepłą zanieść do
naczelnego wodza, księcia Radziwiłła; ale trup Dybicza tak ostro się
bronił, że aż wybiłem się ze snu i w rzeczywistości, zamiast głowy
moskiewskiego wodza, trzymałem głowę śpiącego obok mnie kanoniera. Innej
nocy gorsza rzecz mi się zdarzyła: śniłem, że jazda moskiewska wpadła na
nas niespodziewanie; mnie naprzód zabito, potem wycięto moich
kanonierów, a nareszcie kirasjer moskiewski siadł na mojej armacie jak
na koniu i zaczął ją zagwożdżać, spoglądając na mnie okiem pogardy.
Wtedy uczułem wszystkie męczarnie męża Lukrecji i męczarnie ojca
Wirginji. Chociaż byłem już trupem zimnym i skostniałym, niemniej
dobywałem wszystkich sił, aby dać znak życia i pasując się ze sobą,
udało mi się nareszcie tak tęgo wrzasnąć, żem się i sam przebudził i
zaalarmowałem cały obóz. Zerwawszy się na nogi, a właśnie dnieć
poczynało, szukam oczyma mojej armaty i widzę z niemałą radością, że
jest, że spoczywa wolna i spokojna na swej lawecie.
Otwarta jej paszcza zdawała się wciągać chłodek poranka, a lśniąca
powierzchnia odbijała pierwsze promienie słońca. Położyłem się znowu na
mokrej ziemi, ale tym razem przez ostrożność trzymałem ręką za sprychę,
ażeby bronić mego skarbu przeciw rzeczywistej lub sennej napaści.
Tak przeszedł cały tydzień, mój pierwszy tydzień po zaślubieniu pięknej
ośmiofuntówki: tydzień miodowy sierżanta artylerji, najszczęśliwszy
tydzień w mojem życiu! Każdą chwilę miałem zajętą, w przekonaniu, że już
osiągnąłem cel mego bytu na świecie; dusza moja przeszła całkiem w
ukochaną armatkę.
Tymczasem zbliżaliśmy się coraz do brzegów Wisły; lody puściły już w
wielu miejscach i widać było tu i owdzie występującą wodę. Pułkownik
nasz, z tyką w ręku, pierwszy się puścił na lód, brodząc w wodzie po
kolana, potem rozkazał nam iść za sobą. Iść za nim i to z naszemi
armatami po tak słabym lodzie? Na ten rozkaz zbladłem jak śmierć, cała
bowiem nasza przyszłość wojenna mogła utonąć. Nakoniec przeszliśmy
szczęśliwie i na drugim brzegu stanęliśmy z okrzykiem: Niech żyje
Polska!
Tego samego wieczora nastąpiło połączenie się z korpusikiem, przodem
wysłanym z Warszawy. Oczekiwał on nas niecierpliwie; młodzi bowiem
żołnierze wysokie mają wyobrażenie o potędze artylerji, a bardzo ich
niepokoiło, że w przededniu spodziewanej bitwy nie mieli dział.
Posłyszawszy turkot kół armatnich, cały obóz nieposiadał się z radości:
„nasza artylerja nadciąga! Niech żyje artylerja!” wołano ze wszystkich
stron i bieżono na naszę spotkanie i postawiono nas w środku obozu.
My także z zapałem powitaliśmy naszych towarzyszy. Dotąd odbywając
marsze w osamotnieniu, teraz znaleźliśmy się w tłumie dzielnych
żołnierzy, których liczba wydawała się znaczną na oko. To podniosło
naszą ufność. Wszystkiego jednak nie było więcej, jak dwanaście
szwadronów, zajmujących szeroką przestrzeń. Dumnie spoglądaliśmy na las
zatkniętych lanc, których nowe chorągiewki iskrzyły się barwami,
nieznającemi jeszcze krwi i kurzu. Po wesołej i hucznej wieczerzy
pokładliśmy się spać, kołysani dźwiękiem muzyki wojskowej i śpiewem
mazurka.
O świcie, kiedy korpusik nasz wchodził do wsi, doleciały nas pomieszane
krzyki. Zatrzymujemy się; wysłano na zwiady i okazało się, że to okrzyki
zwycięstwa! Pierwszy to tryumf! Trzeba było widzieć, jak cieszyliśmy się
nimi. Kozacy ci, brodacze, rozbrojeni, szli piechotą ze spuszczonemi
głowami i kwaśną miną. W Miarę, jak przechodzili koło nas, nasi młodzi
żołnierze przedrwiwali z nich, klęli lub grozili. I mnie chętka brała
robić to samo, ale obowiązek, przywiązany do stopnia, nie pozwalał na
to, więc surowo ich gromiąc, rzekłem: „Polacy! szanujcie nieszczęście!
Wątpliwy bywa los wojny! Śmierć naszym wrogom! litość nad zwyciężonymi!
Niech żyje Polska!”
Żołnierze uspokoili się, spierunowani wspaniałością mych uczuć i
sentencjonalną wymową. Od niejakiego czasu zwrócił moją uwagę jeden
stary kanonier, jadący obok mnie, który ciągle się wspinał na
strzemionach, zadzierał głowę, szyję wyciągał ponad ramiona swoich
towarzyszy.
--Za czem tak patrzysz, Mateuszu?
--To te bestje, panie sierżancie, niech ich tam kaci porwą... I wskazał
palcem na wzgórza, będące przed nami. Ujrzałem wtenczas, jak się coś
czerniło na szczycie wzgórza. Byłyż to krzaki, czy kaszkiety
moskiewskiej piechoty? Nie miałem czasu przypatrywać się dłużej,
albowiem nadbiegli adjutanci, wołając z całej siły: „Artylerja naprzód!
stawać na pozycji!” Ruszyliśmy, co koń wyskoczył. Padł strzał armatni i
kula, zabiwszy nam konia, osypała nas ziemią i poleciała dalej,
rykoszując. Zajęliśmy pagórek, wprost naprzeciw nieprzyjaciela, który
podwoił ogień.
Szeroka płaszczyzna, obwiedziona krzakami i borem, roztaczała się przed
nami. W środku niej, na wzgórzu, zatoczyli Moskale baterje dwunastu
dział ciężkiego wagomiaru, które nas osypywały kulami i granatami. Za
baterją widać było gęste szeregi jazdy, stojącej nieruchomie. Nasza
jazda podobnież stała spokojnie, zostawiając czas działaniu artylerji.
Zauważyłem, iż żołnierze różnej broni zachowują podczas bitwy postawę i
wyraz twarzy właciwy sobie. I tak artylerzystą nie ma ani kawaleryjskiej
rzutności, ani niecierpliwości piechura, lecz baczny na komendę, szybki
i dokładny w każdem poruszeniu, zdaje się zachowywać zimną krew, chociaż
oczy jego dymem gryzione, krwią zaszłe, brwi zmarszczone, twarz blada,
usta ściśnięte, mowa krótka i twarda wyrażają zażartą wściekłość,
tłumioną i koncentrowaną.
Śród tego ognia, mimo, że śmierć zmiatały głowy, nie przestano robić
żarcików; każdym razem co kula rykoszowała, młodzi żołnierze nie
omieszkali rozmawiać z nią i dawać jej rady. Rykoszująca kula może być
widzianą z daleka, jak skacze po polu, więc jeżeli szła na bok, na lewo,
wołano na nią: „Gdzie lecisz, ślepa! bierz się na prawo!” a jeżeli szła
prosto, zachęcano ją: „dobrze, dobrze!” i tak rozmawiano z nią dopóki
nie wpadła w sam środek linji nieprzyjacielskiej i dopiero dawano jej
brawo.
Już nie wiem, ile godzin trwała ta kanonada. Chociaż gorączkowo
mijaliśmy się przy działach, jednakowoż zabawka ta trwała za długo, aby
nie pragnąć nadejścia nocy. Artylerja rosyjska miała nad nami widocznie
przewagę, tak co do liczby, jak i wagomiaru dział. Ubito nam już kilku
ludzi, wielu było ranionych, a wszyscy lubo nadzwyczaj zmęczeni,
jednakowoż nie upadali na duchu i nikt ani myślał o odwrocie.
Naraz od lewej strony okropnie ryknęły działa. Moskale właśnie tam
postawili nową baterję, którą nas ostrzeliwali z boku. Zwróciliśmy dwie
nasze armatki przeciw tej nowej zaczepce, z którą trzeba było pogadać;
lecz położenie nasze stawało się coraz przykrzejsze, bo sześcioma
polowemi armatkami odpowiadać na dwadzieścia dział ciężkiego wagomiaru,
to nieprzelewki! Nasi żołnierze na widok tej nierówności sił zdawali się
być pomieszani. Już ruchy ich słabły, już wystrzały nasze rzadziej się
odbywały, a nawet dykteryjki i żarciki całkiem ustały.
Zdaje się, że nasz dowódzca czekał na to, aż Moskale rozdzielą swe siły,
aby korzystać z tego momentu i uderzyć na nich; tak przynajmniej
przypuszczam, aczkolwiek nie kuszą się rozprawiać o planie bitwy. Tyle
wiem, że w najkrytyczniejszej chwili usłyszeliśmy od lewej strony
tentent konnicy, pędzącej galopem i w kilka minut potem owa druga
baterja zamilkła, gdyż była zdobytą.
Nasz dowódzca zawrócił się i poskoczył ku głównej sile naszych
szwadronów, wołając: „Naprzód kłusem! naprzód wiara!” I cała nasza
jazda, uszykowana w dwa szeregi, posunęła się, mijając naszą baterję.
„Idą do szarży!” wołali nasi kanonierzy i zaraz zaprzestaliśmy strzelać.
Jakiż to widok? Młode ułany z zapalonym wzrokiem, rozognioną twarzą,
rwali się niecierpliwie naprzód, ale radzi nieradzi musieli słuchać
surowych rozkazów dowódzcy, który ciągle powtarzał: „Kłusem! naprzód!
kłusem!” Widać było z ruchu chorągiewek, jak gorączkowo drgały ręce
żołnierzy. Nakoniec ozwały się trąby, zniżały się chorągiewki i już
kopnięto się na nieprzyjaciela. „Naprzód! galopem! naprzód wiara!”
Pognali!--Myśmy zostali przy naszych armatach, nic nie robiąc, a nawet
nic nie myśląc. Artylerja niedawno tak ruchliwa i hałaśliwa, zdawała się
jak skamieniała. Dusze nasze uleciały daleko i usiadły na ostrzach
grotów ułańskich. Oto już blizko są Moskali! Już moskiewskie szeregi
rozwijają się, aby ich przyjąć. Kanonierzy powyłazili na lawety, na
jaszyczki i patrzą w przestrzeń, podani naprzód z gębą otwartą; a była
taka cisza, że usłyszałbyś lot muchy. Każdy z nas czuł, że od tego
starcia się zawisł nasz los, los naszego wojska, może i Ojczyzny! Była
to chwila oczekiwania i strasznej niepewności, szczęściem trwała kilka
tylko minut. Nasze ułany starli się z Moskalami na wyżynie, obie linje
starły się ze sobą i pomieszały.
W całej tej masie zawrzało i cała masa znikła jak tuman kurzawy,
pędzonej wiatrem.
Nie wiem kto taki, ale ktoś między nami krzyknął na całe gardło--okrzyk
ten przerwał grobową ciszę, ogłaszał bowiem zwycięstwo, wszakże nikt mu
nie wtórował. My bowiem, młodzi żołnierze, jeszcześmy nie rozumieli, ani
odgadywali skutku tej bitwy, a przytem lękaliśmy się oddawać
przedwczesnej radości. Poczekajmy! ten i ów mówił--dotąd niema nic
pewnego; nic nie widać, wszyscy gdzieś się podzieli!
Nareszcie część tej masy, którą widzieliśmy, jak zginęła nam z oczu,
zaczęła ku nam się zbliżać. Po kolorach poznaliśmy naszych ułanów a i po
okrzyku wojennym: Jeszcze Polska nie zginęła.
Już nie ma co wątpić, zwycięstwo przy nas! Zbliżająca się masa
przedstawiała osobliwy widok. Widać w niej było mnóstwo pieszych
żołnierzy rozmaitej broni, przytem furgony, jaszczyki, działa... Byli to
jeńcy moskiewscy, zabrani z artylerją i całym taborem.
Nie potrafiłbym opisać naszej radości, tej szalonej radości! Jakto! cała
ich artylerja! ta potężna artylerja w naszym ręku. Rzuciliśmy się obces
na te puszki, ściskając je, pieszcząc się nimi, a ja sam na chwilę
zapomniałem o mojej kochance, ośmiofuntówce.
Piękneż to były te rosyjskie armaty, takie ogromne, nowe, doskonale
umontowane i opatrzone we wszystko.
--Patrzno, panie sierżancie--wołał kanonjer Mateusz--patrz, jakie
czerwone, jakie błyszczące armaty mają te przeklęte Moskale.
Zacząłem rozkoszną ręką głaskać wypolerowaną powierzchnię spiżową, a
wszyscy powtarzali chórem: „Ależ to się świecą te moskiewskie puszki! „a
jaki kaliber!” zauważył jeden kanonier, „to mi to kaliber! to nie żadna
pukawka!”
Zacząłem mierzyć wylot granatnika, a żołnierze powtarzali: „to nie żarty
taka paszcza!”
Potem, kiedyśmy zaczęli oglądać uprząż, znowu chórem wołano: „Ależ to
tęgi rzemień mają te przeklęte Moskale!”
Nie zgadnie nikt przecież, co nam sprawiło największą radość; oto ni
mniej ni więcej, tylko zwykły owies, zabrany łupem. Nasza jazda nie
miała już furażu, a Moskale mieli go poddostatkiem; ich furgony,
jaszczyki, lawety nawet pełne były owsa. Żołnierze rzucili się nań
łapczywie, napełniając nim worki, ładownice, kieszenie i powiadając, że
nigdy jeszcze nie widzieli tak pięknego owsa.
Nadjechał wódz i na jego widok zagrzmiał okrzyk zapału i uwielbienia.
Snać bardzo był zmęczony, bo choć dzień chłodny, pot spływał z niego
kroplami.
Otoczyliśmy go gęstym tłumem. Śród ogólnego poruszenia i wybuchów
radości, on jeden był spokojny i milczący, choć widocznie wzruszony.
--„Dzieci moje--rzekł do nas--przyrzekłem poprowadzić was na
nieprzyjaciela; wy przyrzekliście pobić go--a tak i ja i wy
dotrzymaliśmy słowa.”
Taki był koniec pamiętnego dnia pod Stoczkiem. Z zapadającą nocą zaczęły
się opowiadania przy obozowych ogniskach, Słuchaczów nie było, wszyscy
bowiem mówili; wszyscy dzielnie się spisali w bitwie, wszyscy mieli
dowcip--bo wszyscy byli szczęśliwi.
Jeżeli przyjdzie na mnie ta błogosławiona godzina, że jeszcze będę mógł
walczyć w obronie ojczyzny, widzieć armję moskiewską w popłochu,
odszukać moją ukochaną ośmiofuntówkę i miotać z niej kule na złociste
dachy stolicy carskiej, natenczas nazwę się szczęśliwym; a jednak nawet
wówczas nie potrafiłbym czuć tego, czegom doświadczał w pierwszej
bitwie, w bitwie pamiętnej pod Stoczkiem.
Drukarnia Współczesna w Warszawie, Szpitalna 10.
End of the Project Gutenberg EBook of Moja Pierwsza Bitwa, by Adam Mickiewicz
*** END OF THIS PROJECT GUTENBERG EBOOK MOJA PIERWSZA BITWA ***
***** This file should be named 27723-0.txt or 27723-0.zip *****
This and all associated files of various formats will be found in:
http://www.gutenberg.org/2/7/7/2/27723/
Produced by Jimmy O'Regan (Produced from images generously
made available by CBN Polona http://www.polona.pl)
Updated editions will replace the previous one--the old editions
will be renamed.
Creating the works from public domain print editions means that no
one owns a United States copyright in these works, so the Foundation
(and you!) can copy and distribute it in the United States without
permission and without paying copyright royalties. Special rules,
set forth in the General Terms of Use part of this license, apply to
copying and distributing Project Gutenberg-tm electronic works to
protect the PROJECT GUTENBERG-tm concept and trademark. Project
Gutenberg is a registered trademark, and may not be used if you
charge for the eBooks, unless you receive specific permission. If you
do not charge anything for copies of this eBook, complying with the
rules is very easy. You may use this eBook for nearly any purpose
such as creation of derivative works, reports, performances and
research. They may be modified and printed and given away--you may do
practically ANYTHING with public domain eBooks. Redistribution is
subject to the trademark license, especially commercial
redistribution.
*** START: FULL LICENSE ***
THE FULL PROJECT GUTENBERG LICENSE
PLEASE READ THIS BEFORE YOU DISTRIBUTE OR USE THIS WORK
To protect the Project Gutenberg-tm mission of promoting the free
distribution of electronic works, by using or distributing this work
(or any other work associated in any way with the phrase "Project
Gutenberg"), you agree to comply with all the terms of the Full Project
Gutenberg-tm License (available with this file or online at
http://gutenberg.org/license).
Section 1. General Terms of Use and Redistributing Project Gutenberg-tm
electronic works
1.A. By reading or using any part of this Project Gutenberg-tm
electronic work, you indicate that you have read, understand, agree to
and accept all the terms of this license and intellectual property
(trademark/copyright) agreement. If you do not agree to abide by all
the terms of this agreement, you must cease using and return or destroy
all copies of Project Gutenberg-tm electronic works in your possession.
If you paid a fee for obtaining a copy of or access to a Project
Gutenberg-tm electronic work and you do not agree to be bound by the
terms of this agreement, you may obtain a refund from the person or
entity to whom you paid the fee as set forth in paragraph 1.E.8.
1.B. "Project Gutenberg" is a registered trademark. It may only be
used on or associated in any way with an electronic work by people who
agree to be bound by the terms of this agreement. There are a few
things that you can do with most Project Gutenberg-tm electronic works
even without complying with the full terms of this agreement. See
paragraph 1.C below. There are a lot of things you can do with Project
Gutenberg-tm electronic works if you follow the terms of this agreement
and help preserve free future access to Project Gutenberg-tm electronic
works. See paragraph 1.E below.
1.C. The Project Gutenberg Literary Archive Foundation ("the Foundation"
or PGLAF), owns a compilation copyright in the collection of Project
Gutenberg-tm electronic works. Nearly all the individual works in the
collection are in the public domain in the United States. If an
individual work is in the public domain in the United States and you are
located in the United States, we do not claim a right to prevent you from
copying, distributing, performing, displaying or creating derivative
works based on the work as long as all references to Project Gutenberg
are removed. Of course, we hope that you will support the Project
Gutenberg-tm mission of promoting free access to electronic works by
freely sharing Project Gutenberg-tm works in compliance with the terms of
this agreement for keeping the Project Gutenberg-tm name associated with
the work. You can easily comply with the terms of this agreement by
keeping this work in the same format with its attached full Project
Gutenberg-tm License when you share it without charge with others.
1.D. The copyright laws of the place where you are located also govern
what you can do with this work. Copyright laws in most countries are in
a constant state of change. If you are outside the United States, check
the laws of your country in addition to the terms of this agreement
before downloading, copying, displaying, performing, distributing or
creating derivative works based on this work or any other Project
Gutenberg-tm work. The Foundation makes no representations concerning
the copyright status of any work in any country outside the United
States.
1.E. Unless you have removed all references to Project Gutenberg:
1.E.1. The following sentence, with active links to, or other immediate
access to, the full Project Gutenberg-tm License must appear prominently
whenever any copy of a Project Gutenberg-tm work (any work on which the
phrase "Project Gutenberg" appears, or with which the phrase "Project
Gutenberg" is associated) is accessed, displayed, performed, viewed,
copied or distributed:
This eBook is for the use of anyone anywhere at no cost and with
almost no restrictions whatsoever. You may copy it, give it away or
re-use it under the terms of the Project Gutenberg License included
with this eBook or online at www.gutenberg.org
1.E.2. If an individual Project Gutenberg-tm electronic work is derived
from the public domain (does not contain a notice indicating that it is
posted with permission of the copyright holder), the work can be copied
and distributed to anyone in the United States without paying any fees
or charges. If you are redistributing or providing access to a work
with the phrase "Project Gutenberg" associated with or appearing on the
work, you must comply either with the requirements of paragraphs 1.E.1
through 1.E.7 or obtain permission for the use of the work and the
Project Gutenberg-tm trademark as set forth in paragraphs 1.E.8 or
1.E.9.
1.E.3. If an individual Project Gutenberg-tm electronic work is posted
with the permission of the copyright holder, your use and distribution
must comply with both paragraphs 1.E.1 through 1.E.7 and any additional
terms imposed by the copyright holder. Additional terms will be linked
to the Project Gutenberg-tm License for all works posted with the
permission of the copyright holder found at the beginning of this work.
1.E.4. Do not unlink or detach or remove the full Project Gutenberg-tm
License terms from this work, or any files containing a part of this
work or any other work associated with Project Gutenberg-tm.
1.E.5. Do not copy, display, perform, distribute or redistribute this
electronic work, or any part of this electronic work, without
prominently displaying the sentence set forth in paragraph 1.E.1 with
active links or immediate access to the full terms of the Project
Gutenberg-tm License.
1.E.6. You may convert to and distribute this work in any binary,
compressed, marked up, nonproprietary or proprietary form, including any
word processing or hypertext form. However, if you provide access to or
distribute copies of a Project Gutenberg-tm work in a format other than
"Plain Vanilla ASCII" or other format used in the official version
posted on the official Project Gutenberg-tm web site (www.gutenberg.org),
you must, at no additional cost, fee or expense to the user, provide a
copy, a means of exporting a copy, or a means of obtaining a copy upon
request, of the work in its original "Plain Vanilla ASCII" or other
form. Any alternate format must include the full Project Gutenberg-tm
License as specified in paragraph 1.E.1.
1.E.7. Do not charge a fee for access to, viewing, displaying,
performing, copying or distributing any Project Gutenberg-tm works
unless you comply with paragraph 1.E.8 or 1.E.9.
1.E.8. You may charge a reasonable fee for copies of or providing
access to or distributing Project Gutenberg-tm electronic works provided
that
- You pay a royalty fee of 20% of the gross profits you derive from
the use of Project Gutenberg-tm works calculated using the method
you already use to calculate your applicable taxes. The fee is
owed to the owner of the Project Gutenberg-tm trademark, but he
has agreed to donate royalties under this paragraph to the
Project Gutenberg Literary Archive Foundation. Royalty payments
must be paid within 60 days following each date on which you
prepare (or are legally required to prepare) your periodic tax
returns. Royalty payments should be clearly marked as such and
sent to the Project Gutenberg Literary Archive Foundation at the
address specified in Section 4, "Information about donations to
the Project Gutenberg Literary Archive Foundation."
- You provide a full refund of any money paid by a user who notifies
you in writing (or by e-mail) within 30 days of receipt that s/he
does not agree to the terms of the full Project Gutenberg-tm
License. You must require such a user to return or
destroy all copies of the works possessed in a physical medium
and discontinue all use of and all access to other copies of
Project Gutenberg-tm works.
- You provide, in accordance with paragraph 1.F.3, a full refund of any
money paid for a work or a replacement copy, if a defect in the
electronic work is discovered and reported to you within 90 days
of receipt of the work.
- You comply with all other terms of this agreement for free
distribution of Project Gutenberg-tm works.
1.E.9. If you wish to charge a fee or distribute a Project Gutenberg-tm
electronic work or group of works on different terms than are set
forth in this agreement, you must obtain permission in writing from
both the Project Gutenberg Literary Archive Foundation and Michael
Hart, the owner of the Project Gutenberg-tm trademark. Contact the
Foundation as set forth in Section 3 below.
1.F.
1.F.1. Project Gutenberg volunteers and employees expend considerable
effort to identify, do copyright research on, transcribe and proofread
public domain works in creating the Project Gutenberg-tm
collection. Despite these efforts, Project Gutenberg-tm electronic
works, and the medium on which they may be stored, may contain
"Defects," such as, but not limited to, incomplete, inaccurate or
corrupt data, transcription errors, a copyright or other intellectual
property infringement, a defective or damaged disk or other medium, a
computer virus, or computer codes that damage or cannot be read by
your equipment.
1.F.2. LIMITED WARRANTY, DISCLAIMER OF DAMAGES - Except for the "Right
of Replacement or Refund" described in paragraph 1.F.3, the Project
Gutenberg Literary Archive Foundation, the owner of the Project
Gutenberg-tm trademark, and any other party distributing a Project
Gutenberg-tm electronic work under this agreement, disclaim all
liability to you for damages, costs and expenses, including legal
fees. YOU AGREE THAT YOU HAVE NO REMEDIES FOR NEGLIGENCE, STRICT
LIABILITY, BREACH OF WARRANTY OR BREACH OF CONTRACT EXCEPT THOSE
PROVIDED IN PARAGRAPH F3. YOU AGREE THAT THE FOUNDATION, THE
TRADEMARK OWNER, AND ANY DISTRIBUTOR UNDER THIS AGREEMENT WILL NOT BE
LIABLE TO YOU FOR ACTUAL, DIRECT, INDIRECT, CONSEQUENTIAL, PUNITIVE OR
INCIDENTAL DAMAGES EVEN IF YOU GIVE NOTICE OF THE POSSIBILITY OF SUCH
DAMAGE.
1.F.3. LIMITED RIGHT OF REPLACEMENT OR REFUND - If you discover a
defect in this electronic work within 90 days of receiving it, you can
receive a refund of the money (if any) you paid for it by sending a
written explanation to the person you received the work from. If you
received the work on a physical medium, you must return the medium with
your written explanation. The person or entity that provided you with
the defective work may elect to provide a replacement copy in lieu of a
refund. If you received the work electronically, the person or entity
providing it to you may choose to give you a second opportunity to
receive the work electronically in lieu of a refund. If the second copy
is also defective, you may demand a refund in writing without further
opportunities to fix the problem.
1.F.4. Except for the limited right of replacement or refund set forth
in paragraph 1.F.3, this work is provided to you 'AS-IS' WITH NO OTHER
WARRANTIES OF ANY KIND, EXPRESS OR IMPLIED, INCLUDING BUT NOT LIMITED TO
WARRANTIES OF MERCHANTIBILITY OR FITNESS FOR ANY PURPOSE.
1.F.5. Some states do not allow disclaimers of certain implied
warranties or the exclusion or limitation of certain types of damages.
If any disclaimer or limitation set forth in this agreement violates the
law of the state applicable to this agreement, the agreement shall be
interpreted to make the maximum disclaimer or limitation permitted by
the applicable state law. The invalidity or unenforceability of any
provision of this agreement shall not void the remaining provisions.
1.F.6. INDEMNITY - You agree to indemnify and hold the Foundation, the
trademark owner, any agent or employee of the Foundation, anyone
providing copies of Project Gutenberg-tm electronic works in accordance
with this agreement, and any volunteers associated with the production,
promotion and distribution of Project Gutenberg-tm electronic works,
harmless from all liability, costs and expenses, including legal fees,
that arise directly or indirectly from any of the following which you do
or cause to occur: (a) distribution of this or any Project Gutenberg-tm
work, (b) alteration, modification, or additions or deletions to any
Project Gutenberg-tm work, and (c) any Defect you cause.
Section 2. Information about the Mission of Project Gutenberg-tm
Project Gutenberg-tm is synonymous with the free distribution of
electronic works in formats readable by the widest variety of computers
including obsolete, old, middle-aged and new computers. It exists
because of the efforts of hundreds of volunteers and donations from
people in all walks of life.
Volunteers and financial support to provide volunteers with the
assistance they need, are critical to reaching Project Gutenberg-tm's
goals and ensuring that the Project Gutenberg-tm collection will
remain freely available for generations to come. In 2001, the Project
Gutenberg Literary Archive Foundation was created to provide a secure
and permanent future for Project Gutenberg-tm and future generations.
To learn more about the Project Gutenberg Literary Archive Foundation
and how your efforts and donations can help, see Sections 3 and 4
and the Foundation web page at http://www.pglaf.org.
Section 3. Information about the Project Gutenberg Literary Archive
Foundation
The Project Gutenberg Literary Archive Foundation is a non profit
501(c)(3) educational corporation organized under the laws of the
state of Mississippi and granted tax exempt status by the Internal
Revenue Service. The Foundation's EIN or federal tax identification
number is 64-6221541. Its 501(c)(3) letter is posted at
http://pglaf.org/fundraising. Contributions to the Project Gutenberg
Literary Archive Foundation are tax deductible to the full extent
permitted by U.S. federal laws and your state's laws.
The Foundation's principal office is located at 4557 Melan Dr. S.
Fairbanks, AK, 99712., but its volunteers and employees are scattered
throughout numerous locations. Its business office is located at
809 North 1500 West, Salt Lake City, UT 84116, (801) 596-1887, email
[email protected]. Email contact links and up to date contact
information can be found at the Foundation's web site and official
page at http://pglaf.org
For additional contact information:
Dr. Gregory B. Newby
Chief Executive and Director
[email protected]
Section 4. Information about Donations to the Project Gutenberg
Literary Archive Foundation
Project Gutenberg-tm depends upon and cannot survive without wide
spread public support and donations to carry out its mission of
increasing the number of public domain and licensed works that can be
freely distributed in machine readable form accessible by the widest
array of equipment including outdated equipment. Many small donations
($1 to $5,000) are particularly important to maintaining tax exempt
status with the IRS.
The Foundation is committed to complying with the laws regulating
charities and charitable donations in all 50 states of the United
States. Compliance requirements are not uniform and it takes a
considerable effort, much paperwork and many fees to meet and keep up
with these requirements. We do not solicit donations in locations
where we have not received written confirmation of compliance. To
SEND DONATIONS or determine the status of compliance for any
particular state visit http://pglaf.org
While we cannot and do not solicit contributions from states where we
have not met the solicitation requirements, we know of no prohibition
against accepting unsolicited donations from donors in such states who
approach us with offers to donate.
International donations are gratefully accepted, but we cannot make
any statements concerning tax treatment of donations received from
outside the United States. U.S. laws alone swamp our small staff.
Please check the Project Gutenberg Web pages for current donation
methods and addresses. Donations are accepted in a number of other
ways including checks, online payments and credit card donations.
To donate, please visit: http://pglaf.org/donate
Section 5. General Information About Project Gutenberg-tm electronic
works.
Professor Michael S. Hart is the originator of the Project Gutenberg-tm
concept of a library of electronic works that could be freely shared
with anyone. For thirty years, he produced and distributed Project
Gutenberg-tm eBooks with only a loose network of volunteer support.
Project Gutenberg-tm eBooks are often created from several printed
editions, all of which are confirmed as Public Domain in the U.S.
unless a copyright notice is included. Thus, we do not necessarily
keep eBooks in compliance with any particular paper edition.
Most people start at our Web site which has the main PG search facility:
http://www.gutenberg.org
This Web site includes information about Project Gutenberg-tm,
including how to make donations to the Project Gutenberg Literary
Archive Foundation, how to help produce our new eBooks, and how to
subscribe to our email newsletter to hear about new eBooks.
Moja Pierwsza Bitwa: Opowiadanie Sierżanta
Subjects:
Download Formats:
Excerpt
The Project Gutenberg EBook of Moja Pierwsza Bitwa, by Adam Mickiewicz
This eBook is for the use of anyone anywhere at no cost and with
almost no restrictions whatsoever. You may copy it, give it away or
re-use it under the terms of the Project Gutenberg License included
with this eBook or online at www.gutenberg.org
Title: Moja Pierwsza Bitwa
Opowiadanie Sierzanta
Read the Full Text
— End of Moja Pierwsza Bitwa: Opowiadanie Sierżanta —
Book Information
- Title
- Moja Pierwsza Bitwa: Opowiadanie Sierżanta
- Author(s)
- Mickiewicz, Adam
- Language
- Polish
- Type
- Text
- Release Date
- January 6, 2009
- Word Count
- 6,737 words
- Library of Congress Classification
- DK
- Bookshelves
- Browsing: History - European, Browsing: History - Warfare
- Rights
- Public domain in the USA.
Related Books
Konrad Wallenrod: An Historical Poem
by Mickiewicz, Adam
English
378h 30m read
Pan Tadeusz - Czyli Ostatni Zajazd na Litwie. Historja Szlachecka z r. 1811 i 1812 we Dwunastu Księgach Wierszem
by Mickiewicz, Adam
Polish
738h 56m read
My First Battle: A Sergeant's Story
by Mickiewicz, Adam
English
114h 14m read
Pan Tadeusz; or, The last foray in Lithuania - a story of life among Polish gentlefolk in the years 1811 and 1812
by Mickiewicz, Adam
English
1955h 15m read
Żywila: Powiastka z Dziejów Litewskich
by Mickiewicz, Adam
French
127h 9m read
Grażyna: Powieść Litewska
by Mickiewicz, Adam
Polish
184h 2m read